....Termin był na 10.01.2014- moje urodziny. Och jaka byłam szczęśliwa, że taki cudowny prezent urodzinowy mi się kroi. 9 miesięcy minęło bez komplikacji i bardzo szybko chodź starałam "delektować" każdym dniem- opierając się na poprzednich doświadczeniach wiedziałam, że jeszcze zatęsknię za tym stanem. Tak nadszedł dzień porodu, 10 stycznia, potem 11 stycznia, 12......a objawów porodu jak nie widać tak nie widać. Cóż synek jednak zdecydował, że nie pcha się na świat a z prezentem zamierza się spóźnić. Chciałam czekać.....czekać do tego aż akcja rozwinie się sama, żeby nie wylądować pod kroplówką jak przy pierwszym porodzie. Wraz z oczekiwaniami na objawy porodu pojawiało się też zwątpienie: czy jak już się zacznie to zdążę do szpitala?(do którego miałam 30 km) Czy z dzieciątkiem wszystko w porządku? 10.01 w dzień wyliczonego terminu porodu miałam ostatnią wizytę u mojego gina. Dał mi on tydzień poza terminem a jeżeli nie urodzę do następnego piątku miałam już gotowe wypisane skierowanie do szpitala. Codziennie modliłam się, żeby już coś zaczęło się dziać. Niestety jak wspomniałam wyżej, synkowi się nie spieszyło a we mnie rosło zdenerwowanie i niepewność. Czułam jakieś delikatne skurcze.....ale były tak niepewne że nie dawałam gwarancji że to skurcze. W końcu po argumentach pewnej znajomej która oznajmiła że czasami opóźnia się poród gdy dziecko jest owinięte pępowiną zdecydowałam (ku nie uciesze szpitalnego personelu :D) w niedzielę wieczorem 12.01 że jedziemy do szpitala. Jeżeli odeślą mnie do domu trudno, ale chce ktg i usg i być pewną że wszystko jest si. Ginekolog który akurat miał zmianę dał mi do zrozumienia że niema to jak wybrać sobie niedzielę wieczór na odwiedziny jednakże podszedł do tego z żartem. Uznał że zostawia mnie na noc na patologii ciąży bo COŚ się zaczęło ale nie wiadomo dokładnie co i jak długo potrwa więc aby nieco przyspieszyć to COŚ pozwolił mnie przebadać tak aby nieco wspomóc rozwinięcie całej akcji a jeżeli przez noc nic się nie rozwinie rano ląduję pod kroplówką. Niestety przez noc poza pojawieniem się skurczy które tym razem już czułam i odejścia czopa śluzowego bo tym badaniu nic więcej się nie rozwinęło. Rano więc wylądowałam pod kroplówką. Podłączyli mnie po 8 rano a o 11:55 utuliłam mojego synka. To były 4 ciężkie godziny kiedy wiłam się z bólu, kiedy nie mogłam pohamować łez ale wszystko robiłam zaciskając zęby, oczy i pięści i powtarzając sobie w duchu "to dla Ciebie synku!". To pozwoliło mi przez to przejść....było mi lżej znieść ten ból. A ten moment gdy go położyli na moim brzuchu....nie do opisania! To był najpiękniejszy dzień w moim życiu. Nawet komplikacje po porodzie które finalnie zakończyły się łyżeczkowaniem nie pozwoliły zburzyć mojego przekonania że wszystko zrobiłam dla niego.
Cały ten rok był piękny. Synek odmienił mocno Nasze życie. Pozwolił złączyć naszą czwórkę jeszcze silniejszym uczuciem niż dotychczas. Spowodował, że kochamy siebie nawzajem jeszcze mocniej a ten ruchomy grunt który był między mną a moją drugą połówką został nieodwracalnie wzmocniony.
Nie był też to lekki rok bo i przeszliśmy zapalenie oskrzeli, ząbkowanie, mniejsze lub większe przeziębienia, siniaki i guzy, pogryzione moje brodawki, nieprzespane noce i myślę że znalazłoby się coś jeszcze. Ale czy żałuje? Nie!
Cała Nasza trójka mocno dopingowała Igorka w nowych osiągnięciach. Nawet jego o 4 lata starsza siostra tak samo jak my, jak ja cieszy się z nowych umiejętności brata. To ona znalazła pierwszy ząbek i to ona słodzi swojemu młodszemu braciszkowi. To ona płakała gdy wtedy w szpitalu okazało się że bez dzidzi jeszcze nie wraca do domu. Ona myślała że po nas przyjechała a tu się okazało że mamusia z braciszkiem jeszcze musi zostać.....płacz i lament.....pamiętam jakby to było wczoraj.....wciąż do oczu napływają mi łzy wzruszenia na jej reakcję i krzywdę jaką w jej mniemaniu był powrót do domu bez dzidzi. Wtedy w szpitalu po raz pierwszy połączyła ich ta silna więź.....myślę że będą dla siebie wspaniałym rodzeństwem, że będą się wspierać.
Synku Wszystkiego Najlepszego w dniu którym kończysz okrągły roczek! 13 styczeń w żadnym wypadku nie jest pechowym dniem a wręcz to szczęśliwa liczba. Szczęściem jesteś TY!! <3
Taki dziś sentymentalny post ;). Ja laptopa już mam ale wciąż z linuxem przez co jestem ograniczona. Może znajdę w końcu odrobinę czasu by zrobić system. Tym czasem jednak musze korzystać z tego co mam :)
Gratuluję osiągnięcia rodzinnego szczęścia :)
OdpowiedzUsuńŚlicznie dziękujemy :)
UsuńWszystkiego dobrego z okazji urodzin! Bajkowego, kolorowego i wspaniałego dzieciństwa :*
OdpowiedzUsuńŚlicznie dziękujemy :)
Usuńi ja również życzę wszystkiego najlepszego dla małego Igorka :)
OdpowiedzUsuńCo do szpitala - myślę że gdyby byłby to poniedziałek to też nie byliby zadowoleni, że zawraca im się głowe - przynajmniej w moim szpitalu zawsze tak jest, nawet jak dostałam skierowanie od lekarza na oddział z powodu skróconej szyjki i ryzyka przedwczesnego porodu, to lekarka na oddziale potraktowała mnie tak jakbym ja sobie coś wymyśliła i nie miała co robić w domu tylko przyszła na wczasy do szpitala. :)
generalnie ten mój szpital nie jest zły chodź przy pierwszym porodzie trafiłam na paskudną położną. Lekarz zasugerował, że mogłam wstrzymać się jeszcze z przyjazdem ale powiedział to w sposób "dowcipkowy" za to będąc już na patologii pielęgniarka niezbyt była zachwycona tym faktem i podsumowała lekarza że mu się nie chciało dlatego jej dołożył roboty. Tego samego ginekologa widziałam na drugi dzień na porodówcę jak i następne dwa dni na obchodzie (swoją drogą nie wiem jak on to robił że non stop w pracy był!) i za każdym razem był bardzo sympatyczny, miły i dowcipkował.
UsuńDziękuje oczywiście za życzenia :)
No, chwilami gula wzruszenia stawała mi w gardle jak czytałam ten post. ;) Fajnie, że wszystko idzie w dobrym kierunku. U nas podobnie. ;) Wszystkiego co naj dla Igorka, i dzielnej siostrzyczki oczywiście. :)
OdpowiedzUsuńDziękuje Edytko :)
UsuńSamych wspaniałości, cudowności, zdrówka i wszystkiego co najlepsze dla maluszka:)
OdpowiedzUsuń