W tym miesiącu Blogosfera serwuje zestaw kąpielowy.
śliczny prawda?
Więc kto chętny to zapraszam do Blogosfery- ostatnie dni by móc zgłosić się do testowania bądź jako nagrodę w konkursie.
poniedziałek, 27 kwietnia 2015
niedziela, 19 kwietnia 2015
Ciocia dobra rada
Pomysł na post kotłował mi się w głowie już od kilku dni. Niestety z czasem nieco gorzej a jak już czas wygospodarowałam to sił, weny i ochoty było brak.
Od kilku tygodni w nocy walczę z Igorem....uparł się że chce z nami spać. Z tym, że u nas znowu mu za ciasno więc średnio co pół godziny się budził by głośno wyrazić swoje niezadowolenie po czym usypiał ponownie...ale żeby go przełożyć jak uśnie do jego łóżka to nieeeee.....zaraz się budził i głośno protestował. Możecie sobie wyobrazić jak wyglądałam- jak zombi...tym bardziej, że jedna noc nie przespana, druga, czwarta, tydzień..... No i wypadało w końcu wziąć sprawę we własne ręce bo tak dłużej być nie może! Od 4 dni walczę z jego nocnymi kaprysami i tfu, tfu, odpukać w niemalowane na razie efekty są w miarę zadowalające.
Jednak nie odbiegając od tematu czas pisać com chciałam napisać.
Myślę, że niema osoby która w swojej długiej, krótkiej czy też przyszłej karierze rodzica nie słyszał cudownych, mądrych i pouczających rad.
Mylę się?
Nie wydaje mi się :)
Zawsze znajdzie się ktoś kto ma dużo do powiedzenia i upiera się przy swoich racjach. Ktoś kto Cię poucza i mówi co robisz źle. Nie powiem...czasami rady potrafią faktycznie być pomocne. Ale co w momencie gdy są to rady z ery kamienia łupanego? Bo przecież "za moich czasów"...No właśnie! Za Twoich czasów było inaczej, a czasy się zmieniły i wiele rzeczy się zmieniło. Znajome?
Mój przykład numer jeden:
Babcia- co ja się nasłuchałam...co jej natłumaczyłam. Do niektórych rzeczy udało mi się ją przekonać, do kilku innych się nie dała. Jej zdaniem pomimo karmienia piersią dziecko pić powinno dostawać od urodzenia bo się odwodni, a dietę mieć rozszerzane od 3 miesięcy bo za jej czasów tak się robiło. Tłumaczenie, że od tamtego momentu minęło ponad 40 lat, że czasy się zmieniły, że medycyna, teorie i praktyki się zmieniły nic....kompletnie nic jej nie przekonywało, a jej ulubionym tekstem było "no ja nie wiem czy tak jest dobrze"...Nawet argumenty, że tak mówią lekarze, tak piszą w poradnikach....nic jej nie przekonało. Jedyne co udało mi się W KOŃCU jej wpoić to to, że mleko mamy nawet przy ponad rocznym karmieniu piersią dalej ma wartości odżywcze bo w jej pierwotnej teorii było, że to sama woda. No ale przetłumacz coś człowiekowi starej daty? :)
Przykład numer dwa:
Obce przypadkowo napotkane osoby:
O właśnie wspomnienie tej historii nakłoniło mnie do napisania postu. Aurelka miałą wtedy z 2/2,5 roku. Postanowiłam z nią pojechać w odwiedziny do wyżej wymienionej babci. Z racji tego, że Aurelia była na etapie, że wózek jest beeee to miałam wyjście albo biegać za dzieckiem z wózkiem co bardzo ograniczało albo biegać za dzieckiem bez wózka co daje dużą swobodę. Uznając, że dużo chodzenia nas nie czeka i nie raz już jechałam gdzieś bez wózka wybrałam właśnie tą opcję. Ja miałam przystanek autobusowy pod nosem, u babci przystanek też pod nosem. Fakt w miedzy czasie jedna przesiadka ale to kwestia przejścia na drugą stronę ulicy. Wszystko było ok do czasu aż wysiadłyśmy z pierwszego autobusu i w drodze na drugą stronę ulicy Aurelia stwierdziła że jest straaaaaaasznie zmęczona i koniecznie chce opka. Pamiętam, że wtedy bolały mnie strasznie plecy, miałam też za sobą nockę w pracy. Dobrze przyznam szczerze mój błąd, że podjęłam się ryzyka pojechania bez wózka ale serio wcale nie uśmiechało mi się biegać za dzieckiem z balastem. Doszłyśmy do przystanku i tłumaczę młodej, że może sobie usiąść na ławeczkę jak jest zmęczona (dwie Panie specjalnie nawet zrobiły jej miejsce), że mamusie strasznie bolą plecki, że nie da rady jej dźwigać tym bardziej że jest możliwość, że może siedzieć. Niestety Aurelia coś się uparła i zawzięła, że ona koniecznie chce te opka. Nawet opcja, że usiądę razem z nią a ona na kolankach ją nie przekonała. W końcu pytam ją dlaczego się tak uparła, czy chce się przytulić? Potwierdziła więc chciałam kucnąć i ją przytulić ale ją ta wersja nie satysfakcjonowała- tylko opka! Gdzieś w połowie mojej dyskusji z córką te owe dwie Panie oblegające ławeczkę plus trzecia która w między czasie doszła (wszystkie w wieku 50+) zaczęły głośno komentować całą scenę z moim dzieckiem a Aurelia słysząc te wszystkie komentarze nakręcała się jeszcze bardziej "boże te dzisiejsze matki", "no już by mogła ją wziąć to dziecko na ręce", "za moich czasów to się spełniało dziecięce zachcianki"....no tak w ich mniemaniu powinnam właśnie to robić- spełniać wszelkie kaprysy mojego dziecka....nosz kurrr....czaczki. Zacisnęłam zęby i powieki i powtarzałam sobie w duchu nie reaguj, tylko nie reaguj...i w przeciwieństwie do mnie która usiłowałam komentarze puścić mimo uszu moje dziecko wszystko świetnie rozumiało i w efekcie gdy wsiadłyśmy do autobusu była na mnie obrażona na maksa. Nie chciała wgl mnie słuchać, nie chciała siedzieć ani samej ani na moich kolanach, już nie chciała opka, nie chciała trzymać za rękę, nie chciała się trzymać słupka....nic nie chciała. Niestety w trosce o jej bezpieczeństwo musiałam trzymać ją na siłę w efekcie czego towarzyszył temu głośny płacz protestu. I do komentujących 3 kobiet dołączyły kolejne (taki pech, że to była godzina gdy 100% pasażerów autobusu to emerytki) i ich nie obchodziło, że moje dziecko unosi się kaprysami i właśnie samo świadomie chce narazić się na niebezpieczeństwo (bo niech taki autobus nagle zahamuje?). Rzucały cudownymi, mądrymi i pouczającymi radami w stylu "niech Pani usiądzie i weźmie ją na kolana" (no jakbym właśnie nie usiłowała tego zrobić) "niech Panie weźmie ją na ręce" ( i to próbowałam zrobić nie zważając na moje obolałe plecy, niestety z marnym skutkiem bo Aurelka zdążyła być już podjudzona do granic możliwości)...gdy to nie przynosiło efektów zaczęły lecieć komentarze, że jaka to ja zła matka. Na szczęście to były tylko 3 przystanki i gdy dojechaliśmy do docelowego wysiadłam z ulgą ciesząc się, że ten koszmar już za mną. Okazało się jednak, że nie, bo jedna z kobiet czując nienasycenie specjalnie jeszcze za mną wybiegła z autobusu by na odchodnym powiedzieć, iż mam nie doprowadzać dziecka do płaczu bo będzie miało potem problemy psychiczne. Wtedy emocje wzięły górę, odwróciłam się i odpowiedziałam co myślę i że to moje dziecko i moja sprawa jak będę je wychowywać.
Taką sytuację miałam tylko jeden jedyny raz w życiu. Po całej akcji wciąż zdarzało mi się podróżować bez wózka i bardzo szybko zrezygnowałyśmy z niego całkowicie, a Aurelia nigdy więcej nie zrobiła mi takiej histerii. Niestety ludzi wiedzących lepiej jak masz wychować swoje dziecko jest na świecie mnóstwo.
Przykład numer trzy:
No i tu odnosząc się do tego co napisałam wyżej (że ludzi wiedzących lepiej jest dużo) serwuję kolejny przykład. Tym razem jednak nie dotyczy mnie a sytuacji której byłam świadkiem. Poszłam z moją drugą babcią na zakupy. W sklepie zresztą który należy do największej sieci sklepów dyskontowych znów była godzina gdy największą aktywność wykazują emeryci. W tym jednak tłumie było też kilka małżeństw z dziećmi. Jedno z nich miało tak na oko 2-latniego chłopca w wózku sklepowym który na wszystko mówił "ja to chce!" gdy jednak spotykał się z odmową ze strony rodziców reagował buntem w postaci płaczu. Rodzice nie próbowali w ogóle na takie zachowanie reagować, żeby pokazać synkowi, że płaczem niczego od nich nie wymusi. Niestety gdy czekali oni już w kolejce do kasy jeden starszy Pan zaczął zwracać im uwagę (a konkretnie tatusiowi który prowadził wózek) nie może Pan uciszyć tego dziecka?, albo widać, że nie umie Pan wychować skoro tak płacze, to jest brak wychowania....no luuuudziieee.....i oczywiście słynne bo za moich czasów takich sytuacji nie było. Ręce czasami opadają....
Więc czy i wy spotkaliście się z sytuacjami w których ktoś pełni funkcję "Ciocia dobra rada?". Udało Wam się tego kogoś poskromić czy jednak wciąż zmagacie się z radami które wcale Wam się nie podobają?
Oczywiście mówimy tu o tych pseudo radach i pouczeniach a nie tych pomocnych.
Od kilku tygodni w nocy walczę z Igorem....uparł się że chce z nami spać. Z tym, że u nas znowu mu za ciasno więc średnio co pół godziny się budził by głośno wyrazić swoje niezadowolenie po czym usypiał ponownie...ale żeby go przełożyć jak uśnie do jego łóżka to nieeeee.....zaraz się budził i głośno protestował. Możecie sobie wyobrazić jak wyglądałam- jak zombi...tym bardziej, że jedna noc nie przespana, druga, czwarta, tydzień..... No i wypadało w końcu wziąć sprawę we własne ręce bo tak dłużej być nie może! Od 4 dni walczę z jego nocnymi kaprysami i tfu, tfu, odpukać w niemalowane na razie efekty są w miarę zadowalające.
Jednak nie odbiegając od tematu czas pisać com chciałam napisać.
Myślę, że niema osoby która w swojej długiej, krótkiej czy też przyszłej karierze rodzica nie słyszał cudownych, mądrych i pouczających rad.
Mylę się?
Nie wydaje mi się :)
Zawsze znajdzie się ktoś kto ma dużo do powiedzenia i upiera się przy swoich racjach. Ktoś kto Cię poucza i mówi co robisz źle. Nie powiem...czasami rady potrafią faktycznie być pomocne. Ale co w momencie gdy są to rady z ery kamienia łupanego? Bo przecież "za moich czasów"...No właśnie! Za Twoich czasów było inaczej, a czasy się zmieniły i wiele rzeczy się zmieniło. Znajome?
Mój przykład numer jeden:
Babcia- co ja się nasłuchałam...co jej natłumaczyłam. Do niektórych rzeczy udało mi się ją przekonać, do kilku innych się nie dała. Jej zdaniem pomimo karmienia piersią dziecko pić powinno dostawać od urodzenia bo się odwodni, a dietę mieć rozszerzane od 3 miesięcy bo za jej czasów tak się robiło. Tłumaczenie, że od tamtego momentu minęło ponad 40 lat, że czasy się zmieniły, że medycyna, teorie i praktyki się zmieniły nic....kompletnie nic jej nie przekonywało, a jej ulubionym tekstem było "no ja nie wiem czy tak jest dobrze"...Nawet argumenty, że tak mówią lekarze, tak piszą w poradnikach....nic jej nie przekonało. Jedyne co udało mi się W KOŃCU jej wpoić to to, że mleko mamy nawet przy ponad rocznym karmieniu piersią dalej ma wartości odżywcze bo w jej pierwotnej teorii było, że to sama woda. No ale przetłumacz coś człowiekowi starej daty? :)
Przykład numer dwa:
Obce przypadkowo napotkane osoby:
O właśnie wspomnienie tej historii nakłoniło mnie do napisania postu. Aurelka miałą wtedy z 2/2,5 roku. Postanowiłam z nią pojechać w odwiedziny do wyżej wymienionej babci. Z racji tego, że Aurelia była na etapie, że wózek jest beeee to miałam wyjście albo biegać za dzieckiem z wózkiem co bardzo ograniczało albo biegać za dzieckiem bez wózka co daje dużą swobodę. Uznając, że dużo chodzenia nas nie czeka i nie raz już jechałam gdzieś bez wózka wybrałam właśnie tą opcję. Ja miałam przystanek autobusowy pod nosem, u babci przystanek też pod nosem. Fakt w miedzy czasie jedna przesiadka ale to kwestia przejścia na drugą stronę ulicy. Wszystko było ok do czasu aż wysiadłyśmy z pierwszego autobusu i w drodze na drugą stronę ulicy Aurelia stwierdziła że jest straaaaaaasznie zmęczona i koniecznie chce opka. Pamiętam, że wtedy bolały mnie strasznie plecy, miałam też za sobą nockę w pracy. Dobrze przyznam szczerze mój błąd, że podjęłam się ryzyka pojechania bez wózka ale serio wcale nie uśmiechało mi się biegać za dzieckiem z balastem. Doszłyśmy do przystanku i tłumaczę młodej, że może sobie usiąść na ławeczkę jak jest zmęczona (dwie Panie specjalnie nawet zrobiły jej miejsce), że mamusie strasznie bolą plecki, że nie da rady jej dźwigać tym bardziej że jest możliwość, że może siedzieć. Niestety Aurelia coś się uparła i zawzięła, że ona koniecznie chce te opka. Nawet opcja, że usiądę razem z nią a ona na kolankach ją nie przekonała. W końcu pytam ją dlaczego się tak uparła, czy chce się przytulić? Potwierdziła więc chciałam kucnąć i ją przytulić ale ją ta wersja nie satysfakcjonowała- tylko opka! Gdzieś w połowie mojej dyskusji z córką te owe dwie Panie oblegające ławeczkę plus trzecia która w między czasie doszła (wszystkie w wieku 50+) zaczęły głośno komentować całą scenę z moim dzieckiem a Aurelia słysząc te wszystkie komentarze nakręcała się jeszcze bardziej "boże te dzisiejsze matki", "no już by mogła ją wziąć to dziecko na ręce", "za moich czasów to się spełniało dziecięce zachcianki"....no tak w ich mniemaniu powinnam właśnie to robić- spełniać wszelkie kaprysy mojego dziecka....nosz kurrr....czaczki. Zacisnęłam zęby i powieki i powtarzałam sobie w duchu nie reaguj, tylko nie reaguj...i w przeciwieństwie do mnie która usiłowałam komentarze puścić mimo uszu moje dziecko wszystko świetnie rozumiało i w efekcie gdy wsiadłyśmy do autobusu była na mnie obrażona na maksa. Nie chciała wgl mnie słuchać, nie chciała siedzieć ani samej ani na moich kolanach, już nie chciała opka, nie chciała trzymać za rękę, nie chciała się trzymać słupka....nic nie chciała. Niestety w trosce o jej bezpieczeństwo musiałam trzymać ją na siłę w efekcie czego towarzyszył temu głośny płacz protestu. I do komentujących 3 kobiet dołączyły kolejne (taki pech, że to była godzina gdy 100% pasażerów autobusu to emerytki) i ich nie obchodziło, że moje dziecko unosi się kaprysami i właśnie samo świadomie chce narazić się na niebezpieczeństwo (bo niech taki autobus nagle zahamuje?). Rzucały cudownymi, mądrymi i pouczającymi radami w stylu "niech Pani usiądzie i weźmie ją na kolana" (no jakbym właśnie nie usiłowała tego zrobić) "niech Panie weźmie ją na ręce" ( i to próbowałam zrobić nie zważając na moje obolałe plecy, niestety z marnym skutkiem bo Aurelka zdążyła być już podjudzona do granic możliwości)...gdy to nie przynosiło efektów zaczęły lecieć komentarze, że jaka to ja zła matka. Na szczęście to były tylko 3 przystanki i gdy dojechaliśmy do docelowego wysiadłam z ulgą ciesząc się, że ten koszmar już za mną. Okazało się jednak, że nie, bo jedna z kobiet czując nienasycenie specjalnie jeszcze za mną wybiegła z autobusu by na odchodnym powiedzieć, iż mam nie doprowadzać dziecka do płaczu bo będzie miało potem problemy psychiczne. Wtedy emocje wzięły górę, odwróciłam się i odpowiedziałam co myślę i że to moje dziecko i moja sprawa jak będę je wychowywać.
Taką sytuację miałam tylko jeden jedyny raz w życiu. Po całej akcji wciąż zdarzało mi się podróżować bez wózka i bardzo szybko zrezygnowałyśmy z niego całkowicie, a Aurelia nigdy więcej nie zrobiła mi takiej histerii. Niestety ludzi wiedzących lepiej jak masz wychować swoje dziecko jest na świecie mnóstwo.
Przykład numer trzy:
No i tu odnosząc się do tego co napisałam wyżej (że ludzi wiedzących lepiej jest dużo) serwuję kolejny przykład. Tym razem jednak nie dotyczy mnie a sytuacji której byłam świadkiem. Poszłam z moją drugą babcią na zakupy. W sklepie zresztą który należy do największej sieci sklepów dyskontowych znów była godzina gdy największą aktywność wykazują emeryci. W tym jednak tłumie było też kilka małżeństw z dziećmi. Jedno z nich miało tak na oko 2-latniego chłopca w wózku sklepowym który na wszystko mówił "ja to chce!" gdy jednak spotykał się z odmową ze strony rodziców reagował buntem w postaci płaczu. Rodzice nie próbowali w ogóle na takie zachowanie reagować, żeby pokazać synkowi, że płaczem niczego od nich nie wymusi. Niestety gdy czekali oni już w kolejce do kasy jeden starszy Pan zaczął zwracać im uwagę (a konkretnie tatusiowi który prowadził wózek) nie może Pan uciszyć tego dziecka?, albo widać, że nie umie Pan wychować skoro tak płacze, to jest brak wychowania....no luuuudziieee.....i oczywiście słynne bo za moich czasów takich sytuacji nie było. Ręce czasami opadają....
Więc czy i wy spotkaliście się z sytuacjami w których ktoś pełni funkcję "Ciocia dobra rada?". Udało Wam się tego kogoś poskromić czy jednak wciąż zmagacie się z radami które wcale Wam się nie podobają?
Oczywiście mówimy tu o tych pseudo radach i pouczeniach a nie tych pomocnych.
czwartek, 9 kwietnia 2015
Albo przyznaj mi rację albo spłoń!! / wyniki rozdania
Cały dzień głowę zaprzątała mi myśl- Co napisać na blogu? Chęci były, weny brak. Niestety domowy szpital i epidemia gruźlików nie sprzyja tworzeniu. Jeden kaszle przez drugiego a dzieci to nawet dusi do tego stopnia, że mają odruch wymiotny. Serce się kraja ale co zrobić? U lekarza byli, osłuchowo czyści. Syropki i sprej wedle zalecenia lekarza i czekać na poprawę. Jakaś delikatna jest, no ale.....właśnie- delikatna.A matka od zmysłów odchodzi i jeszcze ze swoim kaszlem walczy.
Kiedy jednak wszystko wskazywało na to że chęć stworzenia postu spali na panewkach i ograniczę się tylko do wyników rozdania, temat nagle sam się nawinął. Więc zanim przejdę do tej najprzyjemniejszej części dzisiejszego postu chcę poruszyć pewien temat- mniej przyjemny. BA! Nawet poruszę temat który wzbudza ostatnimi czasy dużo kontrowersji.
Do czego zmierzam? A no chcę poruszyć temat szczepionek..... no prawie. Spokojnie, spokojnie...to NIE BĘDZIE temat z cyklu szczepić czy nie szczepić których roi się ostatnio w internecie na potęgę. Chcę natomiast zwrócić uwagę do czego ten temat sprowadza Nas rodziców. No nie wszystkich ale większość.
Przeglądając facebooka gdy moja połówka wróciła do domu a ja miałam chwilę wytchnienia natrafiłam na post na jednej z grup. Już pomińmy fakt że grupa jest o innej tematyce niż owy zamieszczony post ale tam ostatnio ogólnie jest jakiś burdel i nikt tego nie ogarnia. Oczywiście chyba nie muszę zaznaczać że temat był o szczepionkach- jakaś mama, per Pani zamieściła jakiś tam sobie artykuł (Pani z tych szczepiących) w którego szczegóły postanowiłam się nie zagłębiać bo i bez tego mam jeden wielki mętlik w głowie. Po ilościach komentarzy pod owym postem domyślałam się ich treści w stylu "Bo moja prawda jest najsłuszniejsza!!". Heh pewnie nie zdziwi Was, że by potwierdzić me domysły kliknęłam Zobacz więcej komentarzy. No kliknęłam! I nawet przeczytałam do końca! I po raz enty dziwiłam się...dziwiłam się, że Ci którzy zwą się rodzicami potrafią tak pluć jadem, tak przybijać jeden drugiemu szpile, tak głośno syczeć i za wszelką cenę próbować dowieść, że to co on uważa za słuszne z pewnością takie jest a inni się mylą. Co mnie jeszcze bardziej przeraża, to to jak bardzo w tych dyskusjach ludzie wyzbywają się wszelkich hamulców.
Nie wiem czy to wina internetu i tego, że nie jest to dyskusja face to face bo o anonimowości w przypadku facebooka niema co tu mówić czy po prostu ujawnia się czyjaś prawdziwa natura i brak jakiejkolwiek kultury. Jak ktoś bez ogródek zaczyna swój pierwszy komentarz od "bo rodzice nieszczepiący to debile i idioci..." i jest to kobieta dojrzała, będąca w życiu prywatnym matką to jaki ona daje przykład swoim dzieciom? A to tylko jeden przykład takiego komentarzu...a ciekawych komentarzy było dużo więcej. Sama mam dylemat z cyklu szczepić czy nie szczepić i im bliżej szczepienia które znowu nam się przesunęło przez obecne zaziębienie Igora mam coraz większe dylematy. Do tej pory szczepiłam ale nigdy nie pomyślałam, żeby chociaż skrytykować osobę która tego nie robi. Każdy podejmuję według siebie słuszne decyzję- każdy w przypadku tych nieszczęsnych szczepionek myśli o dobru swojego dziecka...więc nawet określenie moda na nieszczepienie jest dla mnie śmieszna i absurdalna. Bo o jakiej modzie my tu mówimy? Moda??? Jezu....przecież tu chodzi o dobro tej małej bezbronnej istotki i w oczach jednego rodzica lepiej jest zaszczepić przed chorobą a w oczach drugiego nie zaszczepić by uniknąć powikłań. Oh...to temat rzeka i niema co się zagłębiać która postawa jest odpowiedzialniejsza.....czy wlaściwsza. Istotne w tej chwili (i o co mi chodziło z całym postem) to: LUDZIE ZACZNIJMY SIĘ SZANOWAĆ!! Przytoczę nawet (chodź jam nie wierząca): szanuj bliźniego swego jak siebie samego!...Niestety z przykrością stwierdzam, że szanuje siebie coraz mniej osób a gdy jeszcze do głosu dopuścić matki z odmiennymi poglądami do klęska murowana. A to przecież nie o to chodzi...trzeba umieć ze sobą rozmawiać i wymieniać się w KULTURALNY sposób poglądami bez zbędnego jadu, obelg i wyzwisk. Wtedy żyłoby nam się dużo przyjemniej.
Ufff wyrzuciłam to z siebie więc przechodzę do tej najprzyjemniejszej części:
Zestaw z rozdania trafia do....... IZABELI JÓŹWIK za całkowite wyczerpanie tematu (chodź wybór nie był łątwy ;) ). Gratuluje!!!
Na dane do wysyłki czekam 3 dni. W przypadku nie zgłoszenia się wybieram kolejnego zwycięzcę.
I życzę Wam dobrej nocy :)
Kiedy jednak wszystko wskazywało na to że chęć stworzenia postu spali na panewkach i ograniczę się tylko do wyników rozdania, temat nagle sam się nawinął. Więc zanim przejdę do tej najprzyjemniejszej części dzisiejszego postu chcę poruszyć pewien temat- mniej przyjemny. BA! Nawet poruszę temat który wzbudza ostatnimi czasy dużo kontrowersji.
Do czego zmierzam? A no chcę poruszyć temat szczepionek..... no prawie. Spokojnie, spokojnie...to NIE BĘDZIE temat z cyklu szczepić czy nie szczepić których roi się ostatnio w internecie na potęgę. Chcę natomiast zwrócić uwagę do czego ten temat sprowadza Nas rodziców. No nie wszystkich ale większość.
Przeglądając facebooka gdy moja połówka wróciła do domu a ja miałam chwilę wytchnienia natrafiłam na post na jednej z grup. Już pomińmy fakt że grupa jest o innej tematyce niż owy zamieszczony post ale tam ostatnio ogólnie jest jakiś burdel i nikt tego nie ogarnia. Oczywiście chyba nie muszę zaznaczać że temat był o szczepionkach- jakaś mama, per Pani zamieściła jakiś tam sobie artykuł (Pani z tych szczepiących) w którego szczegóły postanowiłam się nie zagłębiać bo i bez tego mam jeden wielki mętlik w głowie. Po ilościach komentarzy pod owym postem domyślałam się ich treści w stylu "Bo moja prawda jest najsłuszniejsza!!". Heh pewnie nie zdziwi Was, że by potwierdzić me domysły kliknęłam Zobacz więcej komentarzy. No kliknęłam! I nawet przeczytałam do końca! I po raz enty dziwiłam się...dziwiłam się, że Ci którzy zwą się rodzicami potrafią tak pluć jadem, tak przybijać jeden drugiemu szpile, tak głośno syczeć i za wszelką cenę próbować dowieść, że to co on uważa za słuszne z pewnością takie jest a inni się mylą. Co mnie jeszcze bardziej przeraża, to to jak bardzo w tych dyskusjach ludzie wyzbywają się wszelkich hamulców.
Nie wiem czy to wina internetu i tego, że nie jest to dyskusja face to face bo o anonimowości w przypadku facebooka niema co tu mówić czy po prostu ujawnia się czyjaś prawdziwa natura i brak jakiejkolwiek kultury. Jak ktoś bez ogródek zaczyna swój pierwszy komentarz od "bo rodzice nieszczepiący to debile i idioci..." i jest to kobieta dojrzała, będąca w życiu prywatnym matką to jaki ona daje przykład swoim dzieciom? A to tylko jeden przykład takiego komentarzu...a ciekawych komentarzy było dużo więcej. Sama mam dylemat z cyklu szczepić czy nie szczepić i im bliżej szczepienia które znowu nam się przesunęło przez obecne zaziębienie Igora mam coraz większe dylematy. Do tej pory szczepiłam ale nigdy nie pomyślałam, żeby chociaż skrytykować osobę która tego nie robi. Każdy podejmuję według siebie słuszne decyzję- każdy w przypadku tych nieszczęsnych szczepionek myśli o dobru swojego dziecka...więc nawet określenie moda na nieszczepienie jest dla mnie śmieszna i absurdalna. Bo o jakiej modzie my tu mówimy? Moda??? Jezu....przecież tu chodzi o dobro tej małej bezbronnej istotki i w oczach jednego rodzica lepiej jest zaszczepić przed chorobą a w oczach drugiego nie zaszczepić by uniknąć powikłań. Oh...to temat rzeka i niema co się zagłębiać która postawa jest odpowiedzialniejsza.....czy wlaściwsza. Istotne w tej chwili (i o co mi chodziło z całym postem) to: LUDZIE ZACZNIJMY SIĘ SZANOWAĆ!! Przytoczę nawet (chodź jam nie wierząca): szanuj bliźniego swego jak siebie samego!...Niestety z przykrością stwierdzam, że szanuje siebie coraz mniej osób a gdy jeszcze do głosu dopuścić matki z odmiennymi poglądami do klęska murowana. A to przecież nie o to chodzi...trzeba umieć ze sobą rozmawiać i wymieniać się w KULTURALNY sposób poglądami bez zbędnego jadu, obelg i wyzwisk. Wtedy żyłoby nam się dużo przyjemniej.
Ufff wyrzuciłam to z siebie więc przechodzę do tej najprzyjemniejszej części:
Zestaw z rozdania trafia do....... IZABELI JÓŹWIK za całkowite wyczerpanie tematu (chodź wybór nie był łątwy ;) ). Gratuluje!!!
Na dane do wysyłki czekam 3 dni. W przypadku nie zgłoszenia się wybieram kolejnego zwycięzcę.
I życzę Wam dobrej nocy :)
wtorek, 7 kwietnia 2015
Wiosenny maluch- KONKURS
No i kolejny konkursik dla Was mam :)
Co tym razem?
Tym razem jest to KONKURS FOTOGRAFICZNY "Wiosenny Maluch"
***********************
Nagrody są następujące:
-Nagroda niespodzianka dla dziewczynki od Dzianina i Dziecięca Kraina
-Komin dla chłopca w dowolnym kolorze od Dzianina i Dziecięca Kraina
-Butelka aktywne ssanie z nowym systemem odpowietrzania Super vent 250ml od LOVI
***********************
A oto zasady konkursu:
- Udostępniamy publicznie informację o konkursie na swoim profilu na faceboku
-zapraszamy minimum 3 osoby pod plakatem konkursowym
-W wiadomości prywatnej, na meila bądź pod postem konkursowym na fp zamieszczamy/wysyłamy zdjęcie swojego "Wiosennego maluszka" oraz informację która nagroda Cię interesuje
*********************
Konkurs trwa od 7.04 do 27.04 do godziny 23:59.
Na rzecz konkursu na fanpage powstanie specjalny folder z galerią konkursową- zdjęcia będę starała się zamieszczać na bieżąco.
Nagrodzone będą 3 osoby!!!
Miło by było jakbyście polubili mnie i sponsora: Mame na peryferiach, Dzianinę i Dziecięcą Krainę.
Regulamin:
1. Organizatorem konkursu jest autorka bloga czyli ja- cerien
2. Sponsorem nagrody jestem Ja, Dzianina i Dziecięca Kraina oraz LOVI Karmienie miłością.
3. Konkurs trwa od 07.04 do 27.04 do godziny 23:59. Zgłoszenia dodane po tym czasie nie będą brane pod uwagę.
4. Warunkiem koniecznym do udziału w
konkursie jest udostępnienie informacji o konkursie na swoim profilu, zaproszenie minimum 3 osób do konkursu oraz przesłanie zdjęcia zgodnego z tematyką konkursu.
5.Do konkursu można zgłosić się tylko raz! Niedopuszczalne jest startowanie z wielu kont!
6. W konkursie do wygrania jest nagroda niespodzianka dla dziewczynki i komin dla chłopca wykonania Dzianina i Dziecięca Kraina oraz butelka aktywne ssanie firmy LOVI.
7.Wybór zwycięzcy należy do mnie autorki bloga i jest ostateczny, niepodważalny.
8. Wyniki pojawią się na blogu do 3 dni od zakończenia konkursu a zwycięzca zostanie poproszony o
przesłanie danych adresowych niezbędnych do wysyłki nagrody w ciągu
kolejnych 3 dni. W przypadku nie zgłoszenia się w wyznaczonym terminie
wybieram kolejnego zwycięzcę.
9. Dane adresowe zostaną przekazane sponsorom w celu wysłania nagrody.
10. Konkurs nie jest konkursem w rozumieniu ustawy o grach hazardowych.
11. Nagrody są wysyłane jedynie na terenie Polski.
12.
Zgłoszenie się do konkursu jest jednoznaczne z wyrażeniem zgody na
udostępnienie zdjęcia na fanpage.
Powodzenia!!
Więcej konkursów dla dzieci i kobiet w ciąży znajdziesz na stronie Konkursowe Mamy
Powodzenia!!
Więcej konkursów dla dzieci i kobiet w ciąży znajdziesz na stronie Konkursowe Mamy
sobota, 4 kwietnia 2015
Wyniki konkursu z marką Canpol babies.
W poniedziałek o północy dobiegł końca konkurs w którym do wygrania była karuzela "Piraci" firmy Canpol babies.
Od tamtej chwili miałam trzy dni na wybranie zwycięzcy...3 pełnie dni bicia się z myślami komu należy się ta cudowna karuzela?? Powiem Wam szczerze, że nie był to łatwy wybór. Praktycznie do ostatniej chwili nie mogłam się zdecydować. Ostatecznie byłam zmuszona poprosić moją drugą połówkę o pomoc. Przedstawiłam mu wszystkie prace (które się zakwalifikowały) i poprosiłam by spojrzał swoim świeżym okiem i ocenił której z nich należy się karuzela. Pomógł mi...i ZDECYDOWALIŚMY.
...ALE...
...zanim ogłoszę zwycięzcę chcę podziękować wszystkim za udział w konkursie. Zaskoczyliście mnie i po wielu zgłoszeniach można było dostrzec, że daliście z siebie wszystko by zdobyć karuzelę. Bardzo mocno żałuję, że nie mam ich do rozdania jeszcze z przynajmniej cztery.
...zanim ogłoszę zwycięzcę chcę niestety z przykrością stwierdzić, że wiele prac musiałam niestety zdyskwalifikować. Wciąż były osoby które wysłały niepełne zgłoszenie i odpowiedziały na 3, lub 4 pytania zamiast na 5 i większość z nich nawet nie skorzystały z możliwości uzupełnienia ich. Dużą trudność sprawiło Wam też pytanie nr 1. Wiem, że nie było łatwo znaleźć odpowiedź na to pytanie ale nie było to też niemożliwe. Dla Was postanowiłam uchylić rąbka tajemnicy i podać odpowiedź na pierwsze pytanie (na pozostałe wszyscy odpowiedzieli dobrze). Canpol babies i firma LOVI to jedna i ta sama firma ;)
Ok!
No to teraz czas na wyłonienie zwycięzcy:
Karuzela
"Piraci"
trafia
do
GOSI DRĘŻEK!!!!!
a o to praca która mnie urzekła:
Gratuluję!!!!
Proszę w ciągu 3 dni o przesłanie danych adresowych wraz z numerem telefonu (dla kuriera). W przypadku nie zgłoszenia się po nagrodę wybieram kolejnego zwycięzcę.
Od tamtej chwili miałam trzy dni na wybranie zwycięzcy...3 pełnie dni bicia się z myślami komu należy się ta cudowna karuzela?? Powiem Wam szczerze, że nie był to łatwy wybór. Praktycznie do ostatniej chwili nie mogłam się zdecydować. Ostatecznie byłam zmuszona poprosić moją drugą połówkę o pomoc. Przedstawiłam mu wszystkie prace (które się zakwalifikowały) i poprosiłam by spojrzał swoim świeżym okiem i ocenił której z nich należy się karuzela. Pomógł mi...i ZDECYDOWALIŚMY.
...ALE...
...zanim ogłoszę zwycięzcę chcę podziękować wszystkim za udział w konkursie. Zaskoczyliście mnie i po wielu zgłoszeniach można było dostrzec, że daliście z siebie wszystko by zdobyć karuzelę. Bardzo mocno żałuję, że nie mam ich do rozdania jeszcze z przynajmniej cztery.
...zanim ogłoszę zwycięzcę chcę niestety z przykrością stwierdzić, że wiele prac musiałam niestety zdyskwalifikować. Wciąż były osoby które wysłały niepełne zgłoszenie i odpowiedziały na 3, lub 4 pytania zamiast na 5 i większość z nich nawet nie skorzystały z możliwości uzupełnienia ich. Dużą trudność sprawiło Wam też pytanie nr 1. Wiem, że nie było łatwo znaleźć odpowiedź na to pytanie ale nie było to też niemożliwe. Dla Was postanowiłam uchylić rąbka tajemnicy i podać odpowiedź na pierwsze pytanie (na pozostałe wszyscy odpowiedzieli dobrze). Canpol babies i firma LOVI to jedna i ta sama firma ;)
Ok!
No to teraz czas na wyłonienie zwycięzcy:
Karuzela
"Piraci"
trafia
do
GOSI DRĘŻEK!!!!!
a o to praca która mnie urzekła:
Gratuluję!!!!
Proszę w ciągu 3 dni o przesłanie danych adresowych wraz z numerem telefonu (dla kuriera). W przypadku nie zgłoszenia się po nagrodę wybieram kolejnego zwycięzcę.
Subskrybuj:
Posty (Atom)