Postanowiłam tym razem poruszyć temat odporności. Podam przykład na mojej mamie...zresztą sytuacja jest całkiem świeża bo dopiero co uporała się z obawami alergii.
Otóż mama ma swoją miłość którą są konie. To było jej marzenie które w końcu ziściła sprowadzają do gospodarstwa pierwszego konia, potem drugiego, trzeciego.....a w obecnej chwili są cztery...ale gdyby było miejsce z pewnością byłoby by ich więcej ;). No ale jak są konie to są i obowiązki, karmienie, sprzątanie, czyszczenie, pojenie...itp. ale jak ktoś lubi to co robi to i to potrafi być przyjemnością. Jednakże okazuje się że nie zawsze jest tak kolorowo jak człowiek sobie wyobrażał. Od dłuższego czasu mama podejrzewała że ma uczulenie na pylące siano: katar, swędzący nos i nieustanne kichanie (zresztą ja mam podobnie aczkolwiek nieco delikatniej). Dało się z tym jakoś żyć....do czasu. Z dwa tygodnie temu mama otwierała świeżą kulkę siana....pyliła okropnie....do tego potarła jeszcze oko ręką i......na drugi dzień obudziła się z opuchniętym, ropiejącym i zaczerwienionym okiem. No to szybka interwencja: kropelki, płukanie rumiankiem, solą fizjologiczną....zero poprawy. Po 3 dniach drugie oko! Mama nie była już w stanie patrze na oczy tak jej napuchły. Podkreślę że już od pierwszego dnia unikała siana....ja przejęłam karmienie koni, a mimo to alergia nie ustępowała....znajoma przyniosła jakąś maść której używała przy uczuleniu na tusz- pomogła tylko na tyle że opuchlizna zmalała, ale nie zniknęła ostatecznie. Nie wiedzieliśmy już co robić gdy tu nagle rozmowa z inną znajomą której mąż jest alergikiem przyniosła znaczną poprawę! Zaproponowała ona aby przyjmować przez kilka dni probiotyk. Po dwóch dniach po uczuleniu nie było już ani śladu. A mama walczyła z nim prawie dwa tygodnie. Tak więc podsumowując: w organizmie brakowało bakterii które próbowały zwalczyć objawy. A skąd to wyjałowienie? Otóż prawdopodobnie powodem jest to jedzenie które obecnie kupujemy i jemy. Te wędliny, produkty seropodobne, konserwanty, jedzenie modyfikowane.......sami siebie trujemy wykańczając przy tym nasz organizm. Na własnym przykładzie- nigdy nie byłam chorowita....a teraz co? Co chwila coś, to katar, to kaszel....już mnie to męczyć zaczyna....tak samo córa. Jest tak od mniej więcej półtora roku....gorączkę rzadko mam, a gorączka jest objawem walki organizmu z chorobą. Dzisiaj zaczęłam przyjmować probiotyk i zobaczymy co z tego wyjdzie....czy będzie jakaś znaczna poprawa. A oprócz tego dążę do tego aby mieć więcej swojego jedzenia....aby chociaż własnej rodzinie zapewnić zdrowe odżywianie. Wczoraj posadziłam pomidorki ;)
a tak poza tym biorę udział w dwóch konkursach i miło by było gdybyś ktoś czytający tego bloga wszedł i zostawił swój głosik :) oto linki:
http://ebobas.pl/konkursy/zobacz_zdjecie/41269
http://ebobas.pl/konkursy/zobacz_zdjecie/41270
Oraz na sam koniec taka ciekawostka, opisałam raz moją "mleczną drogę" (karmienie piersią) i właśnie ten mój tekst został opublikowany na tej stronie http://osrodek-blizej.pl/trojmiejski-tydzien-promocji-karmienia-piersia/. Swoją drogą bardzo polecam ten blog bo jego autorką jest przesympatyczna kobitka :) A na koniec zdjęcie mojego autorstwa które również zostało opublikowane na tej stronie :)